Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Chcieliście wojny, to macie wojnę

2022-09-11   kategorie: nowości społeczeństwo

Właśnie dotarła informacja o zniszczeniu przez Rosjan znacznej części infrastruktury energetycznej na Ukrainie. Ukraina pogrążyła się w ciemności, stanęły pociągi, przestało działać ogrzewanie budynków.

Wszyscy polscy rusofobi, którzy aż palili się do tej wojny, kibicowali zawzięcie dostarczaniu broni na Ukrainę i temu, żeby Ukraińcy jeszcze bardziej "dopieprzyli Ruskim", mają teraz okazję zobaczyć chociaż trochę tego, jak wygląda prawdziwa wojna.

Bo do tej pory mieliśmy na Ukrainie do czynienia z "dziwną wojną": niby gdzieś na froncie toczyły się działania wojenne, ale równocześnie politycy i celebryci z całego świata urządzali sobie nagłaśniane medialnie wycieczki pociągami do Kijowa do prezydenta Zełenskiego, działał Internet i Ukraińcy chwalili się sukcesami swojej armii w mediach społecznościowych (ba, pokazywali nawet wszem i wobec pewnego profesora, który poszedł na front walczyć, a w przerwie walk wyciągał smartfona i prowadził zdalnie zajęcia ze studentami na uniwersytecie), w Kijowie ukraińska młodzież w najlepsze bawiła się w dyskotekach, tak jakby żadnej wojny nie było - no i jeszcze do tego od początku września Ukraina rozpoczęła program wielkiej prywatyzacji, co też raczej jest działaniem średnio pasującym do kraju będącego w stanie wojny. Był prąd, woda, ogrzewanie. No i cały czas - z tego co mi wiadomo, choć mogę się mylić - Ukraina kupowała ropę i gaz od Rosji, z którą równocześnie wojowała.

Z drugiej strony działania Rosjan były dotychczas - choć to dziwne określenie w przypadku wojny - stosunkowo "delikatne". Choć ukraińska, a za nią zachodnia propaganda eskalowała do niebotycznych granic zbrodnie Rosjan dokonywane na ludności cywilnej (pomijając oczywiście fakt, że często był to efekt stosowanej przez samych Ukraińców taktyki celowego wystawiania tejże ludności cywilnej na atak jako "żywych tarcz"), to faktycznie nie mieliśmy do czynienia z żadnymi zniszczeniami na dużą skalę - niczym, co by przypominało np. alianckie bombardowania miast niemieckich z okresu II wojny światowej, nie mówiąc już o ataku nuklearnym na Hiroszimę. Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie rosyjska propaganda miała rację, mówiąc o "specjalnej operacji wojskowej", a nie o wojnie.

Polscy chłopcy (i dziewczynki) lubiący wojnę mogli więc dotychczas sobie wyobrażać, że wojna wygląda jak w filmach czy grach komputerowych. I mam wrażenie, że tak właśnie jak film czy grę komputerową traktowali to, co dzieje się na Ukrainie, dopingując Ukraińców do "dopieprzenia Ruskim".

No to teraz zobaczyliście, że to nie film ani nie gra komputerowa. Nie dzielni chłopcy biegający z panzerfaustami po polach, waląc do czołgów wroga i transmitując to równocześnie live w Internecie. Kiedy jest prawdziwa wojna, to nie ma Internetu, nie ma telefonów, nie ma prądu, gazu, wody i wszystkich udogodnień życiowych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Wszystko dookoła się wali i pali. Nie działa państwo, nie działają urzędy, szkoły, szpitale, nie działa komunikacja publiczna. Dookoła jest tylko zniszczenie. Jeśli chcesz uciekać, to nawet nie masz czym ani którędy. Nie ma pociągów, które zawiozą cię za granicę, a na stacjach benzynowych nie ma benzyny. A jeśli nawet masz samochód i benzynę, to zniszczone są drogi i mosty. Tak wygląda wojna.

I wygląda na to, że właśnie zaczęła się naprawdę.

A ponieważ wielu wspomnianych wyżej polskich chłopców (i dziewczynki) aż świerzbią ręce, żeby Polska sama się do tej wojny wmieszała i pomogła Ukrainie bić Ruskich - to zdajcie sobie sprawę, że w momencie kiedy Polska włączy się do wojny, u nas stanie się dokładnie to samo.

Więc przemyślcie to jeszcze raz, jeśli palicie się do wojny.

komentarze (0) >>>